Dostałam wczoraj miesiączkę, to trochę jak odroczenie wyroku o 12 miesięcy (menopauza zaczyna się po 12 miesiącach od ostatniego krwawienia, a u mnie ostatnie było ubiegłego lata…).
Zmiotło mnie z życia na cały dzień. Gdzieś zawieruszył się termofor, Ben wlał do metalowej butelki gorącej wody i podał mi ją na kanapę. Poprosiłam, żeby kupił mi jakieś bardzo chłonne podpaski, przyniósł takie „poporodowe” i to okazało się strzałem w dziesiątkę, biorąc pod uwagę ilość krwi, która ze mnie wycieka, czuję się, jakbym miała krwotok.
Zwinięta na kanapie, z gorącą butelką na brzuchu i pod kocykiem, skończyłam czytać „Na czworakach”, Mirandy July.
Just on time.
„Na czworakach” to zdecydowanie moje poczucie humoru (chociaż przyznam, kilka scen było dla mnie zbytecznych i po prostu je przeskoczyłam ).
Dobra, nie chcę zepsuć ci przyjemności lektury, zatem, jeśli chcesz w spokoju przeczytać tę książkę, przeskocz od razu do następnych gwiazdek.
***
Po pierwsze, totalnie spodobał mi się pomysł stworzenia „własnego pokoju” w motelu. (Być może coś takiego możliwe jest tylko w Ameryce?). Bohaterka wytłumaczyła, że wprowadziła się do domu męża, który był już pięknie i z gustem urządzony, że jej jedynym wkładem w wystrój był zakup dziesięciu łyżek „z górnej półki” i że właściwie jej to nie przeszkadzało. Ale być może jednak, podświadomie przeszkadzało ? Z podrzędnego motelowego pokoju stworzyła miejsce, w którym mogła być prawdziwie sobą.
Następnie, po prostu uwielbiałam ten wątek flirtu, który się rozwijał w tym pokoju. Jednocześnie był taki niewinny, a z drugiej strony tak bardzo transformujący życie.
I to cudne „co te pisklaczki mają jej do zaoferowania?” gdy mówi o związkach swojej koleżanki z młodszymi mężczyznami.
Z rozmyślań o perimenopauzie i menopauzie też wiele wyniosłam, i cieszę się, że wszystko zostało ujęte tak taktownie, z humorem i pomysłem.
Ile z nas zadaje sobie w tym momencie naszego życia pytania „czy to już koniec”? Albo, „czy tak już będzie zawsze” ? (Czasem, w tak zwanych chwilach uniesienia, kiedy powinno być ekscytująco i zatracająco, wcale tak nie jest, zauważam nawet te pajęczyny na suficie, co prawda nie myślę o malowaniu sufitu, jak u Joyca, ale nie jest daleko, i wtedy, czasem, pojawia się to „czy to na serio tak będzie do końca mojego życia?).
Jak to mówiła moja babcia, teraz to nic innego niż położyć się na katafalku i czekać na śmierć.
A jednak może być inaczej, tylko, jak nam pokazuje bohaterka, to jest codzienna walka. By robić rzeczy nie tak, jak oczekuje od nas społeczeństwo, ale „po swojemu”. Ale czy mamy tyle odwagi co ona ? Ja - nie.
Sama jestem o dwa palce (tak się mówi po francusku, aux deux doigts) od tego by zrobić spotkania opensource w tym temacie ! (Kłaniają się tu kręgi kobiet). Jak przebiega menopauza u innych kobiet ? „Jak to było u twojej matki ? Mówi że nie pamięta? Wyprowadziła się na miesiąc !). No i mega ważne pytanie : „co menopauza wniosła dobrego w twoje życie?”.
Z przeprowadzonej ankiety głównie wyszło, że po menopauzie nareszcie można „być sobą”. No zobaczymy.
To jest tak mega niesprawiedliwe, że mężczyźni nie przechodzą przez takie metamorfozy. Proszę, biologicznie jest dojrzewanie,burza hormonów, ale potem testosteron się utrzymuje względnie na tym samym poziomie, kryzys wieku średniego mogą panowie zagospodarować nowym samochodem lub „pisklaczkiem” albo przejdą przez niego w jakiś inny - zewnętrzny - sposób; ojcostwo też - nie umniejszam, jest na pewno ogromna zmianą, ale daleko do takich fizycznych, niezaprzeczalnych zmian jak miesiączka, ciąża, (z jej komplikacjami, jak u naszej bohaterki), produkcja i zaprzestanie produkcji mleka, oraz peri- i menopauza.
Ta menopauza to naprawdę mogłaby nam być oszczędzona.
No dobrze, na koniec, Miranda July częstuje nas tą udaną transformacją małżeństwa bohaterki. Serio, przez całą ostatnią część bałam się, że Harris wystawi ją do wiatru, skoro był takim monogamistą-tradycjonalistą, ale nie. Ouf.
Bardzo przemówiła do mnie ta metafora na końcu, o wprowadzaniu zmian w życie , jak o wycieczce do zamku strachów, kiedy umawiamy się z koleżankami, że będzie fajniej, chodźcie, wchodzimy do środka pierwsze, odwracamy się a tam cała reszta zmienia zdanie i wcale nie dołącza do przygody.
Oraz dziękuję ci, autorko, za Jordi. Każda z nas powinna mieć taką Jordi i być Jordi dla swojej przyjaciółki.
***
Nie wiem, czy mam tyle odwagi, by rozpocząć „pierwszy dzień reszty mojego życia”, na pewno mam ochotę i coś mnie powstrzymuje. Nie wiem jeszcze co to. Oprócz braku odwagi.
Nie rozumiem świętego oburzenia części czytelników a szczególnie czytelniczek, że wulgarne, albo że nie wystarczająco głębokie, że mogła rozwinąć inne wątki. Serio, laski, weźcie, usiądźcie i napiszcie lepiej i głębiej o kobiecym kryzysie wieku średniego. Poczytam.
Ps. Posluchaj, co o Mirandzie July mówią Agata Kasperkiewicz i Paulina Reiter

No comments:
Post a Comment