Zrobiłam się leniwa. Nie tylko nie chce mi się ćwiczyć. Zrobiłam się leniwa na przykład intelektualnie. Otwieram apki w telefonie i wsiąkam w podglądanie życia innych osób, podczas kiedy moje własne pauzuje. Jeśli byłyby to migawki z życia osób, które znam i „followuję”, to powiedzmy byłby to wkład w podtrzymywanie relacji społecznych, ale gdzie tam. Algorytm podsuwa mi treści, które podniecają moja ciekawość, minuty przelatują mi przez ekranik, oczy się męczą, nadmiar informacji sprawia, że zapominam po co w ogóle tu zajrzałam, nim sie obejrze, minęła godzina.
Proszę mnie źle nie zrozumieć. Media społecznościowe wniosły do mojego życia wiele bogatych relacji. W 2024 roku miała miejsce taka sytuacja : w samym szczycie epizodu depresyjnego (mam zdiagnozowaną chad), bardzo źle reagowałam na nowe lekarstwo (ataki paniki, napady lęku, myśli s*, itd) a znajdowałam się na lotnisku w Lyonie, skąd odlatywałam na tygodniowe targi handlowe. Zamieściłam o tym relację na IG, od razu odezwały się do mnie bliskie mi sercem, choć fizycznie daleko znajdujące się osoby. To było jak pogotowie ratunkowe. Zdzwoniłyśmy się, rozmawiałyśmy, podczas gdy przechodziły przeze mnie te fale negatywnych emocji. Jestem niezmiernie wdzięczna za tę akcję i te ludzkie odruchy niesienia pomocy.
Codziennie też inspiruję się dziewczynami, które obserwuję, wymieniamy się tym, co pichcimy na kolację, jak zabawiamy czy edukujemy nasze dzieci, co zwiedzamy, co czytamy.
A pomimo tego, zrobiłam się leniwa w kwestii podtrzymywania tychże relacji inaczej niż poprzez Stories czy Komentarze. To nie jest ani eleganckie, ani uczciwe z mojej strony, prawdę mówiąc. Serio, brakuje mi głębokich rozmów, albo chociaż rozmów o dupie, za przeproszeniem, Maryni.
Na przykład od grudnia jakoś próbujemy się złapać z Agatą z Chicago, aby pogadać, i serio, idzie nam to jak krew z nosa. Albo ja jestem w codziennym „kołowrotku 18h-20h”* albo ona w drodze do/z pracy, i tak to wygląda (oczywiście nie winię nas za to, po prostu zaczynam uważać, że trzeba się nam zorganizować inaczej).
„Kołowrotek 18h-20h”* to taki niebezpieczny dla mojego zdrowia psychicznego czas, gdy trzeba mi iść po Staszka do szkoły, odrobić z nim lekcje (motywując go i tracąc przy tym ostatnie resztki cierpliwości), wymyślić co na kolację, skoczyć do sklepu po składnik, którego nie ma, przygotować kolację, zagrać w jakąś grę, bo przecież nie posadzę go przed telewizją (choć mam na to wielką ochotę)… a tu jeszcze często jedną ręką mieszam w garnku a drugą skaczę po SM, których treść generuje we mnie tylko nowe pomysły i zachcianki, typu : zacznę kolejne wyzwanie, no bez sensu.
Za wiele.
Albo sprawa lektur. Czasem mam wrażenie, że biorę udział w jakimś wyścigu, w którym i tak nie mam szansy wygrać. Przeczytam najnowszą pozycję wypuszczoną przez ulubione wydawnictwo, a już pojawia się pięć kolejnych, najnowszych, must read. Gdzie w tym mam znaleźć czas aby wypowiedzieć się o jakiejś fabule, o tym, co ta lektura we mnie zmieniła, wzbudziła ? Ledwo zdażę coś przeczytać, ale z kim i kiedy o tym p o r o z m a w i a ć ? Serio, wiem, że każda z nas jest zabiegana. Nabijam więc kolejne strony na GoodReads i czuję, że ta pustka we mnie wcale się nie zasypuje.
Bo tak naprawdę to storiskowe uczestniczenie w twoim życiu i dzielenie się moim jest dla mnie tylko namiastką bliskości i przyjaźni. W cytowanym wcześniej 2024 spotkałam się na dłużej z Martą z Grenoble, na jej parapetówce (i z Michaliną) i chyba z nikim więcej na dłużej niż godzinę (pamiętasz Patrycjo jak się umówiłyśmy do kawiarnii w Croix Rousse ? Miałam zaledwie 30 min, porażka) Oczywiście lepiej choćby bliskość na SM niż wcale.
Z tego lenistwa stałam się tylko jeszcze bardziej samotna.
Do tego przyznam, że z ogromnym niepokojem obserwuję jak coraz bardziej staję się produktem, bo jak mawia moja francuska koleżanka „si c’est gratuit, c’est toi le produit” (jeśli coś jest za darmo, to znaczy że produktem jesteś ty).
Kiedy widzę te „społeczności” na FB, zarządzane przez farmy troli, które ewidentnie celują w osoby tak jak ja samotne w sieci, być może trochę starsze, które nie widzą różnicy, między zdjęciem obrobionym w programie graficznym a takim wygenerowanym przez AI…
Kiedy widzę, że te „grupy” promują treści odnoszące się do poczucia wykluczenia, osamotnienia, zwyczajnego współczucia dla innych osób (to słynne już „upiekłam chałkę i nikt mi nie pogratulował”) aby zbudować grupę docelową, która będzie można łatwo przekształcić w poletko publikacji na potrzeby jakiejś partii politycznej i zamieszać znów w tzw demokratycznych wyborach… (tu, aby niedaleko szukać, zapraszam was do lektury trylogii Jakuba Szmałka , „Ukryta Sieć”. Jest to co prawda powieść, ale mechanizmy świata nowych technologii są świetnie przedstawione).
Nie mam już nic do sprzedania w internecie (ale mam biznesowe konto na LinkedIn).
Od kiedy jestem na emigracji, czyli prawie 25 lat, byłam jakoś obecna w sieci, głównie aby utrzymywać kontakt z bliskimi. Dlatego powrót do blogaska uważam nie tyle za krok wstecz, co za powrót do źródła.
Niech to znów będzie mój internetowy pamiętnik, miejsce, gdzie można się czegoś o mnie i ode mnie dowiedzieć. (Nawet opłaciłam 20€ za rok, przy tworzeniu strony tego bloga, aby nie pojawiały się tutaj niechciane reklamy ☺️)
Zaczęłam ściągać informacje, które posiada Facebook i Instagram na mój temat. Trochę się tego zebrało, 21 lat mojej obecności na Facebooku, zdjęcia, którymi się podzieliłam, podróże po świecie, które odbyłam, znajomości, które zawiązałam dzięki temu medium (na zawsze będę wdzięczna za Polki na Obczyźnie).
Bardzo ostrożnie rozważam zamknięcie moich kont, bo oczywiście moja największa obawa łączy się, obok FOMO, z utratą relacji.
Ale wiesz co ? Z wysokości moich 47/48 lat wiem, że
- jak człowiek chce utrzymać kontakt z drugą osobą, to znajdzie sposób.
- nie mogę być blisko z 500 osobami, które „followują” moje konto na IG.
- mam dość frustracji związanej z „ładnym zdjęciem”
- chcę móc znaleźć czas na rozmowy, telefony, wideokonferencje, na wymienianie wiadomości, spotkania w „realu” lub internetowych kręgach kobiet
- chcę otrzymywać wiadomości w środku dnia, „słuchaj, jestem szczęśliwa, bo … i chciałabym się tym z tobą podzielić”, albo „jest mi źle, czy masz czas o tym ze mną pogadać”, i chcę móc takie wiadomości wysyłać.
- chcę czytać o tym, co dzieje się u wybranych przeze mnie osób, a nie zupełnie przypadkowych, obcych mi ludzi
Tyle mam do wyboru narzędzi do komunikowania się a im większy wybór, tym mniej z nich korzystam. A przecież mam WhatsApp (wiem, też jest Mety) i inne apki-komunikatory (nawet zainstalowałam sobie znów GaduGadu 🤣) a w ostateczności nawet zwykle SMS-y (żyję w kraju, gdzie są opcje nielimitowanych wiadomości wliczone w miesięczną opłatę za telefon).
Zatem moja kochana, z tego lenistwa, ...a raczej z faktu, że go dotknęłam, przeraziłam się i postanowiłam coś z tym zrobić... zazałożyłam znowu bloga. Żegnam się powoli z tymi social mediami, które wpędzają mnie we frustrację. Kiedy się to stało, że aeby porozumieć się z innym człowiekiem, trzeba najpierw zrobić ładne zdjęcie ? W odpowiednim formacie, z odpowiednio dobranymi hashtagami ??), gdzie reklama goni reklamę, gdzie to algorytm decyduje o tym, co przeczytam, i gdzie chodzi przede wszystkim o wywołanie w odbiorcy coraz silniejszych emocji, z którymi nie mam już chyba mocy walczyć.
Napisz do mnie, jeśli chcesz zostać w kontakcie. Jeśli chcesz, podziel się numerem telefonu, zawsze możemy się porozumieć przez którąś aplikację kontaktową. Jeśli prowadzisz bloga, daj znać, chętnie Cię tam odwiedzę. Do zobaczenia w Internecie, w którym to ty i ja wybieramy, co czytamy.
Do usłyszenia przez telefon, zobaczenia na „visio” a może nawet gdzieś w prawdziwym życiu ?
Z miłością do siebie i do ciebie, moją czytelniczko.
Ag.
Cześć, przyszlam do ciebie poczytac z Facebooka.
ReplyDeleteWiesz, nam chyba trochę tak jak ty z wirtualem. Zamęcza mnie gonitwa, reklamy, śmieszne kotki, pieski, zbiórki na cele, apele i wszechobecna wojna każdego z każdym, wellness ,zdrowe przepisy i kolejna lista do odhaczenia.
Czytałam kiedyś twojego bloga, którego znalazłam przypadkowo.
Piszesz szczerze i bez makijażu.
Będę zaglądać, jeśli można 🙂
Monika z Irlandii
Czesc Monika, zapraszam serdecznie.
DeleteTelewizja nie jest taka zła, jak ją rysują! Ja ostatnio wspominam oglądanie jako dziecko obrad sejmu z dziadkiem (i świecącą łysinę Oleksego), a także Agrobiznes oglądany na jedynce w południe i śledzenie cen skupu żywca zawsze, gdy chorowałam. Pół godziny czy nawet godzina od czasu do czasu raczej nie zniszczy Staszkowi życia, ale obrad sejmu to mu może jednak oszczędź ;)
ReplyDeletePozdrawiam,
nantoska
P.S. Pamiętam podczytywanie Cię na Twoim poprzednim blogu... To chyba było już z dziesięć lat temu, jak tam trafiłam? Szmat czasu :)
Hej droga moja Nantośko, masz rację, to było tak dawno temu, że już sama nie pamiętam :-)
ReplyDeleteNie wiem co jest w polskiej TV. We francuskiej nie ma programów a już tym bardziej programów dla dzieci :( Dlatego wykupiłam Staszkowi dostęp do Benshi i tam przynajmniej sobie może pooglądać Sąsiadów .
Oglądamy sobie TV w weekend, najczęściej w niedzielę, razem, i to jest fajne.
Ściskam cię mocno 😘